From pchachul@kki.net.pl Thu Jun 1 12:13:21 2000 To: KOLEJ Distribution List Subject: Re: tab.251 (zmiana kierunku jazdy) i polityka transportowa Jacek Wesolowski wrote: > > A teraz juz powaznie: > w Rzeszy odwracali IC od zarania (1981?), jak jeszcze nie mieli wagonow > sterowniczych, EZT i tym podobnych uchylnych fanaberii. I jakos bylo niezle. > Czego wszystkim szczerze zycze, Ja tez. Sa w Polsce dziesiatki pociagow, ktore odwracaja bieg nawet po kilka razy (Krakow-Zakopane trzy razy, Lublin-Gdynia w Warszawie, Krakow-Nowy Sacz w Tarnowie, Gdynia-Lodz w Bydgoszczy itd.), i jakos to dziala. Inna sprawa, ze poza przypadkami ED72 trwa to znacznie dluzej niz w Niemczech. Przygladalem sie zreszta kilkakrotnie na dworcu w Bydgoszczy jak odwracano bieg pociagu z Krakowa (chyba) do Gdyni. Prowadzil go na ogol EU06 z Prokocimia (w Bydgoszczy nie bylo zmiany lok.). Maszyniscie wystarczalo na to 5-6 minut (lacznie z proba hamulcow), a to byla zima i jeszcze opuszczal pantograf, zeby przypiac sprzeg ogrzewania. A potem dlugo stal i czekal na sygnal, bo w rozkladzie mial na to znacznie wiecej czasu. Byc moze to zalezy od sprawnosci ludzi, bo trzeba mu jeszcze poprzekladac rozjazdy. Wiec PKP, gdyby chcialy, to tez by potrafily. Sadze wobec tego, ze "sprawy lodzkie" polegaja nie tylko na niecheci do odwracania biegu. Mam wrazenie, ze rozklad jest przygotowywany bez uwzglednienia kilku drobiazgow, takich jak np. pasazerowie, ktorzy sie przesiadaja. PKP, nastawione ostatnio glownie na IC, zakladaja chyba, ze typowy pasazer wsiada na jednej stacji (najlepiej poczatkowej)i wysiada na drugiej (najlepiej koncowej). I to cala jazda. Zwroccie uwage, ze z roku na rok RJ zaczyna wygladac tak, jakby w swiadomosci PKP zanikaly pojecia skomunikowania, przesiadki itp. Nie mowie juz o skomunikowaniu pociagow z innymi srodkami komunikacji (np. autobusy). W dawnym zaborze rosyjskim (gestosc linii kolejowych!) jest to powazny problem. Jesli PKP beda sie nadal "rozwijaly" w tym kierunku, co obecnie, to niedlugo tak bedzie wszedzie. A wszystko to wynika z zasadniczego problemu (znow wracamy do tego samego, o czym juz kiedys byla mowa, i tak w kolo Macieju) jakim jest polityka transportowa. Niektorzy twierdzili, ze czegos takiego w Polsce nie ma wcale. Niestety - jest. Ale idzie w kierunku "calkowitego_zmotoryzowania_wszystkich_Polakow_przy_pomocy_wlasnego_samochodu". Czyli maksymalnego ograniczenia transportu publicznego (w sensie funkcji, a nie formy wlasnosci) w systemie transportowym. Niestety PKP to tylko jeden z kawalkow tej ukladanki. Z takiego punktu widzenia kolej jest niewielkim uzupelnieniem indywidualnego transportu samochodowego i przestaja byc potrzebne jakiekolwiek pociagi poza szybkimi dojazdami od punktu A do punktu B, czyli: dojazd to pracy (tylko duze aglomeracje), szybkie polaczenia miedzy najwiekszymi miastami. Inaczej mowiac tam, gdzie pociag wygrywa bo samochod stoi w korku i tam, gdzie trzeba szybko pojechac (tam i z powrotem jednego dnia) w delegacje. Pojecie podrozy (a nie tylko szybkiego dojazdu) przestaje istniec. A to co my bysmy chcieli .... W latach 50-tych nagle zaczeto elektryfikowac koleje. Lok. elektryczne kupowano powoli a parowozy zlomowano tak szybko, ze w pewnym momencie niewiele brakowalo, zeby nie bylo czym jezdzic. W latach 70-tych polikwidowano (w ramach gierkowskiego "doganiania zachodu") waskotorowe koleje dojazdowe, linie tramwajowe i trolejbusowe w wielu miastach. Wszedzie weszly autobusy (i gwaltownie spadla liczba kursow). W latach 90-tych stopniowo likwidowano linie kolejowe. Teraz mamy nastepny krok z tej samej serii: Jesli wierzyc informacji "Zycia" zlikwidowano ruch na 1000 km linii, po ktorych w zeszlym roku przejechalo 35,6 mln pasazerow. Moze to wszystko bylo nierentowne, ale rentownosc roznych srodkow transportu zalezy takze od calosci polityki transportowej. A to jest caly czas ten sam sposob myslenia. Samochod nie jest ani nowoczesniejszy, ani tanszy, ani bezpieczniejszy, ani czysciejszy (ekologia) niz transport szynowy. Wszystkie srodki transportu szynowego mozna jednak doprowadzic do stanu, w ktorym przestana byc rentowne. Po '89 roku byla wizja rozwoju sieci drogowej (bo nagle zaczela rosnac liczba samochodow), byla wizja utrzymania sie LOT-u na rynku swiatowym (bo bylo niebezpieczenstwo, ze LOT padnie), dosc mizerna byla natomiast wizja rozwoju PKP, bo PKP i tak byly monopolista na szynach. Komunikacje miejska przekazano wladzom lokalnym i wylaczono ja pozornie z calosci ukladanki (czytaj: decydenci maja z glowy). Wszystko to jednak byly plany dorazne, wymuszone naglaca sytuacja. Nikt chyba nie probowal stworzyc wizji rozwoju transportu w ogole. Podsumowujac: polityka transportowa jest, ale polega na uleganiu modom i stanowi zlepek roznych koncepcji, ktore do siebie pasuja, albo nie. Dalekosiezne plany rozwoju sa (mam gdzies mapke z ministerialnego dokumentu sprzed kilku lat, na ktorej widnieja m.in. planowane linie TGV Berlin-Lodz-Warszawa-Terespol i Warszawa-Plock-Gdansk) ale zupelnie nie przystaja do rzeczywistosci. Przeciez kluczem do sprawy jest przeksztalcenie kolei w Polsce (w tym PKP) w cos zupelnie innego. Budowa nowych linii to dalszy etap, w obecnej sytuacji drugorzedny. Zmiany organizacyjne (np. polaczenie lokomotywowni w wielkie zaklady taboru, albo zmiana struktury najwyszszych wladz PKP) moze i sa sluszne, ale to jest para w gwizdek. Szminka na owrzodzialych ustach. Bedzie lepiej i ladniej, ale zeby byl skutek, trzeba wyleczyc wrzody. Pozdrawiam Paweł Chachulski PS. Przepraszam za dlugosc, ale to jest o calosci.