| |
Tory donikąd | 08. Lipca 2002 |
Kiedy przeczytałem tekst, który publikuję poniżej, ręce mi opadły i nie byłem w stanie napisać żadnego komentarza :-(
=============================================================================== Express Bydgoski, 6. lipca 2002 r. Tory donikąd Przeżywające renesans i będące źródłem sporych dochodów w Unii Europejskiej, składy kolei wąskotorowej i jej infrastruktura są w Polsce pożywką dla złodziei, rdzy i chwastów. Lokalne inicjatywy, jak ta w Nakle, mające uratować od zapomnienia ciuchcie, rozbijają się o nieprzychylny monopol Polskich Kolei Państwowych. Komu zależy, by ta sytuacja trwała nadal? Dlaczego zyski ze sprzedaży złomu mają być lepsze od nowoczesnej turystyki? Pierwszy skład kolei wąskotorowej na terenie dzisiejszego województwa kujawsko-pomorskiego wyruszył w trasę w 1895 roku. Nazywał się Bromberger Kreisbahnen i kursował między Bydgoszczą a Koronowem. Dziesięć lat później w skład Bydgoskich Kolei Powiatowych wchodziło już 105 kilometrów torów. Ciuchcie zrobiły oszałamiającą karierę w czasach II Rzeczpospolitej. Wożono nimi towary, ludzi, maszyny a w 1935 BKP wprowadziła specjalne wagony do przewozu kajaków - z myślą o turystach, odwiedzających Zalew oraz chcących korzystać z uroków spływu Brdą. Po wojnie cały majątek i infrastrukturę Bydgoskiej Kolei Wąskotorowej przejęły Polskie Koleje Państwowe. Posunięcia dyrekcji PKP i koncepcja transportowa PRL-u spowodowały likwidację wielu bocznic, tras, stacji. Już w 1969 roku odbył się ostatni przejazd "ciuchci" na trasie Bydgoszcz-Koronowo a tory z Bydgoszczy do Morzewca postanowiono rozebrać. Pozostałości po małej kolejce pozostały dziś w rejonie Nakła, Białośliwia i Koronowa. W Bydgoszczy po ciuchci uratowała się tylko nazwa ulicy na Czyżkówku - Nad Torem. Czy to już zatem nieuchronny koniec pięknej historii kolei wąskotorowej na Pomorzu? Oddać, ale jak najmniej W Nakle bardzo chcą ciuchci. Chcą już od 1995 roku, bo wtedy Niemcy powiedzieli, że można na niej zrobić niezły biznes. Nawet do miliona marek rocznie. Niemcy remontowali już kolejki pod kątem turystyki u siebie, w Austrii, Grecji, Czechach. Inwestycje okazały się rentowne i są wielką atrakcją dla turystów. Trasy wiodą przez malownicze tereny a wzdłuż nich rozlokowały się zajazdy, muzea, wesołe miasteczka i hotele. Niemcy skonstruowali też wagony sypialne i z przeznaczeniem na konferencje lub imprezy rodzinne. W powiecie nakielskim, ze względu na długość tras, lasy, jeziora i piękne, morenowe pagórki, podobna inwestycje mogłaby mieć szansę na powodzenie. Mogłaby... - Urząd Gminy Nakło wystosował prośbę do PKP o przekazanie mu pozostałości po BKP - przypomina początek batalii z państwową firmą Piotr Gądek z Wydziału ds. Inwestycji Gospodarczych UG Nakło. - Ku naszemu zaskoczeniu, biorąc pod uwagę niemiłe doświadczenia wielu osób w kontaktach z PKP, otrzymaliśmy pismo bardzo pozytywnie do naszej prośby ustosunkowane. Władze gminy Nakło widziały już oczyma wyobraźni spływające marki od zachodnich sąsiadów i konkurowanie z niedalekim, żnińskim potentatem. Tymczasem tuż po odpowiedzi PKP na nasypach kolejowych zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Kiedy skład przestał definitywnie jeździć (koniec 1996 roku), znikały szyny, podkłady, kruszywo z nasypów oraz urządzenia konieczne do obsługi ruchu torowego. Ktoś na dużą skalę demontował własność PKP. - Wysłaliśmy zawiadomienia do PKP, Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, policji, wojewody, nadzoru budowlanego, do kogo się tylko dało - mówi nasz informator z Nakła. Nie chce podawać swojego nazwiska i miejsca pracy. Boi się reakcji PKP, z którą jego ojciec ma wspólne interesy. Bardzo zależy mu, by kolej wąskotorowa została odbudowana. - Zniknęło przecież kilka kilometrów szyn i podkładów. To olbrzymie straty, nie do odrobienia. Inspektorat PKP z Gdańska zbadał sprawę i stwierdził, że PKP nie wydało pozwolenia na żadną rozbiórkę i niechybnie to, co dzieje się pod Nakłem jest oczywistą kradzieżą. A poza tym, kolej wąskotorowa ma status zabytku techniki i bez zezwolenia konserwatora zabytku nic z nią robić nie wolno. - Niemcy nie mogli zrozumieć, dlaczego niszczy się zabytki, które u nich są bezcenne - dodaje informator. - Części obsługujące torowisko, które w skupie złomu wyceniono na kilkadziesiąt złotych, są warte ponad sto tysięcy a i tak trudno je kupić. Ochrony Zabytków w Toruniu. Jego kierownik, Olga Romanowska-Grabowska, w piśmie do PKP twierdzi, "że w trakcie wizji lokalnej na trasie Gumnowice-Suchary zdemontowano i wywieziono około 5 kilometrów szyn bez zgody naszych służb (...) prosimy o pilne wyjaśnienie, czy torowisko zostało zlikwidowane na polecenie PKP, czy też nastąpiła kradzież". Odpowiedź administratora majątku, Zakładu Nieruchomości PKP w Toruniu była natychmiastowa. Dyrekcja stwierdziła, że nie ma z rozbiórką nic wspólnego i jest to zwykła kradzież na szkodę PKP. - Nie mieliśmy podstaw, by tym deklaracjom nie wierzyć, tym bardziej, że PKP podtrzymywało swoją chęć zrzeczenia się majątku BKP na rzecz gminy - przyznaje Piotr Gądek. Pokazuje pisma, w których PKP zwłokę w przekazaniu majątku tłumaczy jedynie brakiem jego inwentaryzacji. Faktura za kradzież Tymczasem szyny dalej znikają. I to w bardzo oficjalny sposób, ponieważ zajmują się tym wyspecjalizowane firmy z Janikowa i Mierucina. Interwencje policji niewiele dają, ponieważ ekipy te legitymują się zleceniami na ową działalność. Od kogo pochodzą te zlecenia? - Okazało się, że tory nakazało rozbierać... PKP - mówi podirytowany Piotr Gądek. - W tym samym czasie dawali do zrozumienia, że zależy im na przekazaniu kolejki i infrastruktury, że szkoda zabytku i tak dalej. Dziwi jednak fakt, że Inspektorat PKP z Gdańska oraz toruński Zakład Nieruchomości PKP nic o takich zleceniach nie wiedziały. Dyrektor Zakładu Nieruchomości PKP w Toruniu, Zdzisław Zawiszewski kategorycznie stwierdza, że "zdemontowanie i wywiezienie szyn nastąpiło na skutek kradzieży (...), a na wymienione odcinki linii wąskotorowej zakład nie wydał żadnych zgód na rozbiórki." Krótko po tym piśmie nadchodzi kuriozalna informacja, również z Torunia. Pani Anna Porysiak, dyrektor do spraw ekonomiczno - handlowych Zakładu Nieruchomości przyznaje, że "rozbiórki szyn dokonała firma (...), za co została obciążona fakturą." W tym samym czasie Prokuratura Rejonowa w Nakle wyjaśnia, w jaki sposób zginęły szyny na trasie Nakło - Trzeciewnica. Otóż "...firma (...) z Mierucinka działała na podstawie umowy z PKP w Bydgoszczy,(...) która została zawarta w oparciu o zezwolenie Służby Ochrony Zabytków w Bydgoszczy, wydane bezterminowo w 1995 roku." Tymczasem Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego w Bydgoszczy, twierdzi, że "rozbiórka torów następuje bez wiedzy i zgody właściciela obiektu, tj. PKP Zakładu Nieruchomości w Toruniu i (...) ma charakter kradzieży mienia kolejowego a (...) do tutejszego inspektoratu nie wpłynęło żadne zgłoszenie rozbiórki, czy też wniosek o wydanie zezwolenia (...)." Kolej na kolej Szyny giną, ostatnie lokomotywy i wagoniki zżera rdza, a kosztowna infrastruktura ląduje na złomowiskach. Zniecierpliwieni całym zamieszaniem Niemcy wycofali swoją ofertę odbudowy kolejki dla celów turystycznych. Urząd Gminy Nakło może tylko biernie przyglądać się, jak atut regionu idzie na żyletki, a toruńskie PKP udaje, że wszystko jest w porządku, wystawiając faktury za, najprawdopodobniej, kradzież szyn. - Co my możemy zrobić - pyta sam siebie Gądek. Teraz jest już niemal pewien, że nakielska wąskotorówka to przeszłość, że już nikt jej nie wskrzesi. - Nakło należy do Związku Miast i Gmin Nadnoteckich. Kolejka w połączeniu z rejsami statków turystycznych po Noteci, wyciągnęłaby region z bezrobocia. Już nawet myśleliśmy, żeby te nasypy kolejowe zamienić na ścieżki rowerowe. Byłaby to wielka atrakcja dla cyklistów. Co z tego, skoro PKP ma nas w nosie. Chciałem się z ich przedstawicielami spotkać, porozmawiać, wytłumaczyć jakie ta sprawa ma dla nas znaczenie. Interwencję podejmował też burmistrz, wójt, Rada Gminy. PKP woli jednak przysyłać do nas nic nie znaczące pisma. Wszystko w tej sprawie zależy od dyrekcji Zakładu Nieruchomości PKP w Toruniu. To ona musi stwierdzić, że lepiej będzie w pokątny sposób nie sprzedawać kolejki na złom, a raczej oddać ją gminie Nakło. Byłaby to jedyna szansa na jej uratowanie. Czy tak się jednak stanie? - Sprawa jest taka, że ludzie kradną szyny i by temu zapobiec my je rozbieramy - stwierdza dyrektor ZN w Toruniu, Zdzisław Zawiszewski. - To jest jedyny sposób na zapobieżenie naszym stratom z tego tytułu. Szyny są złomowane. Jeśli zaś chodzi o sprawę przekazania majątku po dawnej BKP na rzecz gminy Nakło, to nie leży to w naszej kompetencji, ale Zarządu Głównego PKP. Z tego co wiem, Zarząd opóźnia decyzję w tej sprawie, bo majątek jest jeszcze dosyć wartościowy i jego uwłaszczenie byłoby dla nas spora stratą. Teraz jest wszystko jasne. Kolejkę Nakło dostanie, jak jej już nie będzie. Adrian Basa
Wojciech Kurzyjamski | |
| DZISIAJ
| JUTRO
| WCZORAJ
| GALERIE
| FORUM
| FAQ
| | TABOR | INFRASTRUKTURA | MODELARSTWO | SOFTWARE | LINKI | O SERWERZE | | |||
|