| |
Stoi na stacji lokomotywa... | 11. Lipca 2002 |
...ze składem pełnym podróżnych i... nie wiadomo, co dalej! Taką właśnie przygodę przeżyli pasażerowie Ex Odra Warszawa Wsch. - Wrocław Gł., którzy na stacji Międzybórz Sycowski (między Ostrowem Wlkp. a Grabownem Wlk.) czekali przez niemal 4 godziny. Nadprogramowy postój spowodowany był nie tylko przepaleniem kabli trakcji elektrycznej, ale także oczekiwaniem na podjęcie decyzji. W końcu pociąg dotarł do Wrocławia Gł. z około 5-ciogodzinnym opóźnieniem. Oto artykuł z wrocławskiej prasy.
================================================================================================== Wieczór Wrocławia, 10. lipca 2002 Stoi expres Prawie cztery godziny spędzili pasażerowie ekspresu "Odra", jadącego z Warszawy do Wrocławia, na małej stacji w Międzyborzu, na skraju województwa dolnośląskiego. Nikt z obsługi pociągu nie przeprosił za opóźnienie. Pasażerów nikt nie poinformował, dlaczego stoją i jak duże pociąg ma opóźnienie. Kolej nie zamierza zwrócić podróżnym pieniędzy za bilety na pociąg ekspresowy, chociaż podróż trwała dłużej niż osobowym. Pociąg wyjechał z Warszawy o godz. 17.20, we Wrocławiu miał być o 22.00. Był o 3.00 rano. Ponad cztery godziny stał 55 kilometrów od Wrocławia. Pasażerowie nie wiedzieli dlaczego nie jadą. - Na peron wyszło trzech mężczyzn - opowiada pani Agnieszka, jedna z pasażerek feralnego pociągu. - Znaleźli konduktora. Słyszałam rozmowę gdzieś w ciemnościach, na każde pytanie odpowiadał "prawdopodobnie". Udało się jednak z niego coś wyciągnąć. - "Prawdopodobnie" ukradziono kabel, "prawdopodobnie" stoimy w miejscowości Międzybórz i "prawdopodobnie" jeszcze trochę tu postoimy - przekazali wysłannicy pasażerom. Ci kolejnym. W ten sposób podróżni dowiedzieli się gdzie są i co się stało... prawdopodobnie. Odwiedziny lokomotywy Po półtorej godzinie stania na stację przyjechała lokomotywa spalinowa. Zagwizdała, zostawiła urządzenia i pojechała na początek składu. Kolejarze odczepili elektryczną lokomotywę, ale spalinowej nie zaczepili. Odjechała. Pasażerowie denerwowali się coraz bardziej. Nikt nic nie wiedział. Rozdzwoniły się komórki, mały peronik zapełnił się rozmawiającymi ludźmi. - Nie wiem, gdzie jestem - denerwował się starszy pan. Biała gorączka Niemca - Razem ze mną w przedziale siedziało małżeństwo Niemców, na oko pod sześćdziesiątkę. On dostawał białej gorączki, co rusz wyciągał rozkład, porównywał go z biletem, nie mógł uwierzyć w opóźnienie. Przez dwadzieścia lat żaden pociąg z Berlina nie spóźnił się - tłumaczył, chudy, krótko obcięty obcokrajowiec. Do tej pory największym przeżyciem było dla niego dwugodzinne opóźnienie w Portugalii. Po jakimś czasie Niemiec zauważył nad drzwiami wejściowymi do przedziału głośnik. Pukał, kręcił. Chciał go naprawić, albo podgłośnić. Był przekonany, że w sprawnym usłyszałby informację o opóźnieniu i przeprosiny. Wreszcie zmęczył się i wraz z żoną zasnęli. Po ponad trzech godzinach pociąg ruszył ale....do tyłu. Pojechał okrężną droga przez Ostrów, Krotoszyn i Milicz. Winni złodzieje Pasażerowie ekspresem z Warszawy do Wrocławia jechali ponad dziewięć godzin. To rekord! Połączenie pociągami osobowym, z czterema przesiadkami, trwa na tej trasie godzinę krócej. Gdyby im się tak nie spieszyło i poczekaliby w Warszawie godzinkę na pociąg pospieszny, nie staliby na niewielkiej stacji. Późniejszy pociąg od razu został skierowany objazdem. We Wrocławiu miał tylko nieco ponad pół godziny opóźnienia. Ekspres - cztery i pół. - Ekspres stanął, bo złodzieje przepalili kable trakcji elektrycznej - tłumaczy Mirosław Siemieniec, rzecznik wrocławskiego oddziału spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. - To dyspozytor zdecydował o tym, by cały skład wrócił do poprzedniej stacji - dodaje. Kolej nie podstawiła autobusów zastępczych, bo nikt nie spodziewał się, że naprawa trakcji tyle potrwa. Prace skończyły się po prawie ośmiu godzinach. Zabrakło komunikacji zastępczej i choćby darmowej kawy dla pasażerów unieruchomionego pociągu. Kolej nie zamierza także oddać podróżnym choć części pieniędzy za bilety na pociąg ekspresowy, mimo że jechali wolniej niż osobowym. - Prawo przewozowe nakazuje oddać pieniądze jedynie wtedy, gdy opóźnienie nastąpiło z "winy umyślnej' lub "rażącego niedbalstwa przewoźnika', a o tym raczej nie ma mowy - mówi Andrzej Piech, dyrektor wrocławskiego oddziału PKP Przewozy Regionalne. Łaskawszym okiem zostaną potraktowani tylko pasażerowie, którzy mieli przesiadkę we Wrocławiu i nie zdążyli na pociąg. Tym kolej zwróci pieniądze za bilet. Paweł Fąfara Przemysław Ziółek
Wojciech Kurzyjamski | |
| DZISIAJ
| JUTRO
| WCZORAJ
| GALERIE
| FORUM
| FAQ
| | TABOR | INFRASTRUKTURA | MODELARSTWO | SOFTWARE | LINKI | O SERWERZE | | |||
|