| |
Wąskim torem do Strzybnicy | 30 października 1999 |
Relacja z imprezy na Górnośląskich Kolejach Wąskotorowych, która odbyła się 30 października 1999 roku, na trasie Bytom Karb - Tarnowskie Góry -
Strzybnica i z powrotem. Pomysł na zorganizowanie tej imprezy pojawił się 1 października tego roku. Odbyła się wtedy impreza na której uczestnicy jechali na pomoście węglarki. Mnie wtedy jednak tam nie było. Był mglisty jesienny poranek, zapowiadał się piękny dzień. Przyjechałem z Krakowa do Katowic pociągiem pospiesznym 34102 "Wanda" o godzinie 8:45. Kilka minut później o 8:57 miał przyjechać z Warszawy pociąg IC Praha, którym zamierzali przyjechać Krzysztof Wieczór i Piotr Chyliński. Czekałem na peronie na ich przyjazd, aż tu nagle z megafonów padł komunikat że pociąg ten ma opóźnienie około 30 minut. No trudno, pomyślałem i czekałem dalej. Gdy minęło wspomniane pół godziny rozległ się kolejny komunikat że IC Praha zwiększył opóźnienie do 70 minut. Nie mogłem dłużej czekać na kolegów z Warszawy bowiem o 9:50 odjeżdżał osobowy 4735 którym zamierzałem dojechać do Bytomia Karbia. W pociągu spotkałem kolegę Adama Płaszczycę. Zastanawialiśmy się co też mogło się wydarzyć, że pociąg z Warszawy "załapał" tak duże opóźnienie. Adam wyjął notebooka i w EN57 zaczął grać w "Mechanika" ;). Między Chorzowem a Bytomiem zobaczyliśmy pierwszy tego dnia wąskotorowy krajobraz. Po prawej stronie widać było jedyny w Polsce dwutorowy odcinek kolei wąskotorowej, prowadzący między dwoma stawami. Punktualnie o 10:25 dojechaliśmy do stacji Bytom Karb. Dalej pieszo udaliśmy się wzdłuż wąskiego toru w kierunku południowo wschodnim. Po przejściu około 100 metrów zobaczyliśmy stację kolei wąskotorowej i stojący na niej nasz pociąg czyli lokomotywę Lyd1-308 i niebieski wagon Bxhi. Wagon ten został wybudowany w latach dwudziestych jako osobowy, potem został przystosowany do pociągu ratunkowego a w tym roku znowu przebudowany na osobowy. Przy pociągu spotkaliśmy się z kolegą, który powiedział że reszta uczestników zwiedza właśnie stację. My też tam poszliśmy. Minęliśmy stojące dwa składy węglarek, skład wagonów turystycznych i kilka Bxhpi. Dotarliśmy do szopy w której spotkaliśmy pozostałych uczestników imprezy. W tym organizatorów: Grzegorza Kapustę i Mirosława Kiełbonia. Było nas jak na razie 10 osób. W szopie stało kilka(chyba pięć) lokomotyw Lxd2 oraz wagon salonka. Pooglądaliśmy sobie przez chwilę i ruszyliśmy z powrotem w stronę naszego imprezowego pociągu. Po drodze koledzy zastanawiali się jak poinformować osoby z Warszawy gdzie mogą do nas dołączyć, jeżeli w ogóle dojadą. Okazało się że na Dworcu Centralnym w Warszawie wybuchł pożar i żaden pociąg tego ranka z Warszawy nie wyjechał. Przyszła pora odjazdu. Zanim jednak wyruszyliśmy na szlak, pociąg podjechał kilkaset metrów torem do kopalni Centrum (jeszcze używanym) i zatrzymał się na wiadukcie z 1853, czyli z roku powstania GKW. Pociąg potem wycofał na stację. Wsiedliśmy i ruszyliśmy w stronę Tarnowskich Gór, przejeżdżając pod tym samym wiaduktem na którym przed chwilą nasz pociąg pozował do fotografii. Wyjechaliśmy z Bytomia. Na odcinku gdzie wąski tor biegnie równolegle do linii normalnotorowej a z lewej strony jest wysoki nasyp, napotkaliśmy na blokadę. Były to jakieś deski czy fragmenty mebli ułożone przez jakiegoś dowcipnisia na torze. Mechanik zatrzymał pociąg i rozwalił zator, zrzucając dechy z nasypu. Kilkaset metrów dalej była podobna blokada. Na szczęście więcej tego typu przygód nie było. Wjechaliśmy do pięknego lasu. W lesie tym był przejazd drogowy strzeżony, przed którym zrobiliśmy fotostop. Przejazd był obsadzony przez dróżniczkę która tylko po to czuwała na posterunku aby dwa razy tego dnia zamknąć zapory. Gdy odjeżdżaliśmy z przejazdu ktoś z nas rzucił hasło do dróżniczki: "My tu jeszcze wrócimy !!!" Była to reakcja na to jak kobieta poganiała nas abyśmy jak najszybciej zjechali z przejazdu. Dalej linia prowadzi równolegle do normalnotorowej bocznicy przez malowniczy, pełen kolorów jesieni i opadających liści las. W lesie był kolejny fotostop. Dojechaliśmy do przystanku Sucha Góra, gdzie mieliśmy kilkunastominutowy postój. Część z uczestników poszła na zakupy do pobliskiego sklepu. Za Suchą Górą przejeżdżaliśmy obok nieczynnego kamieniołomu w którym wydobywano niegdyś dolomit. Niesamowite miejsce. Olbrzymia dziura w ziemi, głęboka chyba na prawie 100 m. Linia wąskotorowa biegnie kilkadziesiąt metrów od skraju przepaści. Zatrzymaliśmy się tam na chwilkę. Jadąc dalej minęliśmy przystanek na którym można wysiąść do zabytkowej kopalni Repty i nieużywane odgałęzienie wąskiego toru w lewo. Tor ten prowadzi stacji wodociągowej obok zabytkowej kopalni i muzeum maszyn parowych. Po chwili wjechaliśmy na przystanek Tarnowskie Góry Wąskotorowe. Tam przyszło nam czekać na kolegów z Warszawy. Po skontaktowaniu się z nimi przez telefon komórkowy, okazało się że dojechali do Katowic, spotkali się z Jakubem Halorem i jadą już z nim samochodem w stronę Tarnowskich Gór. Czekaliśmy prawie godzinę. W końcu dojechali. Około 13:00 mogliśmy ruszyć w dalszą drogę w pełnym komplecie. Jakub Halor towarzyszył nam do samej Strzybnicy jadąc samochodem wzdłuż linii kolei. Kilkaset metrów za stacją na szlaku jest wiadukt pod linią normalnotorową. Jest on bardzo wąski. Nasz wagon zmieścił się, ale już Bxhpi pod tym wiaduktem nie przejedzie. Za wiaduktem przejechaliśmy obok stacji normalnotorowej Tarnowskie Góry i dojechaliśmy do miejsca gdzie odgałęzia się linia do Strzybnicy. Pociąg się zatrzymał, my wysiedliśmy robić zdjęcia a towarzyszący nam kolejarz (nie wiem jak fachowo nazywa się jego funkcja) poszedł przełożyć zwrotnicę. Tu zaczynała się najciekawsza część naszej wycieczki. Przejazd nieużywaną od kilku lat linią liczącą około 8 km. Zaraz za zwrotnicą wjechaliśmy znowu pod wiadukt, bardzo ciekawy bowiem obok wąskiego toru jest ulica i cały odcinek pod wiaduktem jedzie się po łuku. Tuż za wiaduktem pierwsza przygoda. Zasypany ziemią tor na przejeździe. Musieliśmy się zatrzymać aby za pomocą łomu przeczyścić szyny. Ujechaliśmy może 100 metrów i musieliśmy się ponownie zatrzymać przy Zakładzie Taboru bowiem na semaforze świecił się sygnał "stój" i mimo iż mechanik trąbił kilkakrotnie nic nie wskazywało żeby miał się zmienić. Semafor ten najprawdopodobniej osłaniał skrzyżowanie z normalnotorową łącznicą, żeby było ciekawiej także od dłuższego czasu nie używaną. Kiedy w końcu po interwencji "naszego" kolejarza dostaliśmy zezwolenie na wjazd, pojawił się kolejny problem. Tor w tym miejscu prowadzi dość stromo pod górę i nasza poczciwa Lyd1 zaczęła się ślizgać, kręciła kołami w miejscu. Ktoś rzucił hasło żeby wysiąść i popchać. Tak też zrobiliśmy. Parę osób wyskoczyło i zaczęliśmy pchać pociąg. No i udało się, przejechaliśmy najbardziej stromy odcinek. Minęliśmy skrzyżowanie z normalnymi torami i po chwili wyjechaliśmy na długą prostą. Wąski tor biegnie równolegle do jednotorowej zelektryfikowanej linii Tarnowskie Góry - Fosowskie. Aż do samej Strzybnicy idealnie prosto. Po drodze zatrzymaliśmy się na kolejny już fotostop. Tym razem robiliśmy zdjęcia z wysokiego nasypu po lewej stronie. Akurat od strony Tarnowskich Gór nadjeżdżał po normalnym torze EN57, co udało nam się uwiecznić. Już bez żadnych przygód dojechaliśmy do końcowej stacji naszej wyprawy. W Strzybnicy oczywiście lokomotywa objechała wagonik i została przypięta z drugiej strony. Potem pociąg wycofał prawie do samego końca toru czyli pod bramę składu opon. Przed tą bramą jest jeszcze zwrotnica i na ogrodzony teren wspomnianego składu prowadzą dwa tory. Na jednym z nich stoją trzy wagony towarowe kryte w tym jeden pomalowany na niebiesko. Zatrzymaliśmy się w Strzybnicy kilkanaście minut w trakcie których zrobiliśmy sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie. Około godziny 15:00 wyruszyliśmy w drogę powrotną. Przed Tarnowskimi Górami był jeszcze jeden krótki fotostop. Następny był przy Zakładzie Taboru przy skrzyżowaniu z normalnymi torami. Przed tamtejszą szopą stały lokomotywy: SM42, SM31 i dwa ST44 z których jeden miał "szatański" numer 666. Potem już bez zatrzymywania się dojechaliśmy do kamieniołomu, przy którym zatrzymaliśmy się aby zrobić kilka zdjęć bowiem słońce malowniczo oświetlało skalne urwiska. Ostatni postój mieliśmy w lasku nieopodal baru do którego wstąpiliśmy na obiad i (kto sobie życzył) piwo, a nawet dwa piwa :-) Po obiadku wróciliśmy do pociągu i już prawie o zachodzie słońca dojechaliśmy na stację Bytom Karb około godziny 17:30. Po drodze jeszcze zabraliśmy dróżniczkę z przejazdu. Tam pożegnaliśmy się z mechanikami i poszliśmy na tramwaj 41 do Katowic. Tramwajem dość długo się jedzie więc zaszła obawa że Krzysztof Wieczór i Piotrek Chyliński nie zdążą na pociąg do Warszawy o 19:00. Gdy wjeżdżaliśmy do Katowic, Krzysztof podjął błyskawiczną decyzję i z Piotrem przesiedli się do taksówki. Rzeczywiście, jadąc do końca tramwajem nie zdążyli by na swój pociąg. W Katowicach ja, Adam i Marcin Bajer pożegnaliśmy się z Mirkiem Kiełboniem i poszliśmy na dworzec PKP. Poczekaliśmy na pociąg o 20:15 i bez przeszkód wróciliśmy do Krakowa. Dziękuję Grzegorzowi Kapuście za kilka cennych informacji, które umieściłem w tym opisie. | |
| DZISIAJ
| JUTRO
| WCZORAJ
| GALERIE
| FORUM
| FAQ
| | TABOR | INFRASTRUKTURA | MODELARSTWO | SOFTWARE | LINKI | O SERWERZE | | |||
|