| |
Tytuł: Włóczęga Północnego Wschodu | 14. Września 2000 |
Włóczęga Północnego Wschodu - 12/13 sierpnia 2000.
Lubimy luksus, jeziora, lasy, malownicze pagórki i niezelektryfikowane linie kolejowe, więc gdzież, jeśli nie na Mazury mogło nas pognać - tym bardziej, że istnieje tam jedyna w aktualnym rozkładzie linia, po której kursuje tylko jedna para pociągów na dobę. Rozkład na 514 jest tak ułożony, że można obawiać się, że już niedługo to pojeździ. Wyruszyliśmy (Łukasz Żuk i ja) o zupełnie ludzkiej porze - 13:05 z Warszawy Wileńskiej do Tłuszcza. Dworzec jest tam ogromny, pusty, ale udało się dostać nawet niesamowitą pocztówkę - "Tłuszcz i okolice" - kartka mimo swoich lat nie była zbyt zatłuszczona. Na stacji czekała już jednostka (pojedynczy EN57) do Ostrołęki. Chwilę po przyjeździe pośpiesznego do Białegostoku ruszyła niespiesznie mijając tłuszczańską szopę dla tyq-tyq. Ogrodzenie było a tak wielu miejscach poprzerywane, że nic dziwnego, że podwarszawskie jednostki jeżdżą kompletnie osmarowane farbami. Pociąg pokonuje 75 km do Ostrołęki w 2 godziny 10 minut, czyli wlecze się niemiłosiernie. Za oknami pejzaż mazowiecki - kura, krowa, kaczka, o - droga, chyba na Ostrołękę... Na stacji Mostówka pierwsza mijanka - z przeciwka wjeżdżają puste (5 osób) dwie jednostki z Wyszkowa do Wileńskiej. Na stacji druty i sygnalizacja kształtowa, co wygląda dziwacznie. Nasz pociąg wjeżdża - jak zresztą na każdej mijance na tej linii - na lewy tor. Dalej w kierunku Wyszkowa jedziemy przez stepy, olbrzymie wrzosowiska porośnięte karłowatymi brzóskami i poprzecinane piaszczystymi wydmami. Jest pięknie. W Wyszkowie wsiadło więcej ludzi, niż wysiadło. Konkurencja ze strony autobusów w stronę Ostrołęki nie jest widocznie tak przygniatająca, jak w kierunku Warszawy. Na stacji Dalekie czekała nas mijanka z ciągniętym przez białostocką ET22 pociągiem towarowym, a w Gierwałtach - z osobowym do Warszawy. Zanim ten pociąg z Ostrołęki pojawi się na stacji, można dostrzec go w oddali. Widać go na prawie 10 minut, zanim dojedzie, i już można zwątpić, czy kiedykolwiek dojedzie, i czy te trzy drgające w rozpalonym powietrzu światełka to nie była fatamorgana. Otóż nie, po prostu pociąg trudzi się, by nie przekroczyć 40 km na godzinę, a tor jest prościutki... W zasadzie nie wiadomo, gdzie są te Gierwałty. Rozkład zostawia dwie opcje: albo cztery kilometry przed, albo osiem za Ostrołęką. Kolejarze twierdzą, że 68 km od Tłuszcza (to by znaczyło 7 od Ostrołęki), a na słupkach można wyczytać "66,4" - też od Tłuszcza. Ale czy takie groszowe sprawy mają znaczenie, gdy zbliża się Ostrołęka? Otóż nieprawda. Ostrołęcki dworzec i Ostrołęka to nader odległe miejsca. Co najmniej 5 wiorst. Ostrołęcka stacja jest jednak całkiem ruchliwa. Nie pod względem pasażerskim niestety - pociągi do Małkini nie jeżdżą od dawna, do Łap od niedawna, a do Wielbarku tak rzadko, jakby nie jeździły. Jest jednak mnóstwo towaru - zarówno węglarki do ostrołęckiej elektrociepłowni (to ponoć za ich sprawą tor do Tłuszcza jest tak rozjeżdżony), jak i towar do Łomży i Małkini. Po połączeniach pasażerskich w tamtych kierunkach pozostał przystanek z napisem "Kolejowa Komunikacja Autobusowa" przed dworcem. Te linie są jednak wciąż czynne - linia do Małkini wygląda na dużo częściej jeżdżoną niż pięknie porośnięty trawą szlak do Wielbarku. Na budynku przy lokomotywowni widnieje dumny napis "Pracując dla kraju pracujemy dla siebie". Pod nim stoi kilkanaście lokomotyw, głównie "Gagarinów", w różnym stadium powolnego przeistaczania się w złom. Widocznie już nie pracują dla nikogo. Nasz pociąg to SU45-066 i cztery wagony - dwie "bonanzy" i dwie "dwójki" przedziałowe. jest w nim nawet trochę osób. My instalujemy się oczywiście w "bonanzie" - najłatwiejszej do prowadzenia szerokiej obserwacji. A ciekawe rzeczy obserwować można już zaraz za Ostrołęką. Most w Grabowie - imponująca stalowa konstrukcja, klasyczne łukowate kratownice widoczne z daleka. Gdy dojeżdża się do nich pociągiem, wyglądają jak wieżowiec, przez który prowadzi tunel. Taki sam widok jest z drogi Różan - Ostrołęka, gdy spojrzy się wzdłuż torów w stronę Narwi. Rzadko można zobaczyć most kolejowy z tej perspektywy. Na przystanku w Grabowie peron jest zarośnięty, a na licznych torach postojowych dogorywają wagony przeznaczone na złom, a może na rozsypanie się w kupkę rdzy właśnie w Grabowie. Kiedyś była to ruchliwa stacja - wąskotorówka odjeżdżała stąd do Myszyńca, Dłutowa i Łomży. Dziś wsiada kilka osób. Każda następna stacyjka wygląda podobnie. Zarośnięty peron, nieliczni pasażerowie. Niektóre są zamknięte (Zabiele Wlk. - opuszczone semafory, ślad po rozmontowanej bocznicy), niektóre jeszcze czynne, jak stacja Jastrząbka - szokuje obsadzoną nastawnią (samochód nastawniczego stoi poniżej), a na tablicy odjazdów wyraźnie widać ślady wielu odległych stacji. Malownicza jest była stacja w Parciakach - góruje nad nią piękna, stylowa wieża ciśnień z data 1929, wszystkie budynki (stacja, dwie nastawnie) mają jednak okna zabite deskami, semafory są opuszczone. Pociąg staje przy nietypowym, zagiętym peronie. Jeżeli biletu nie można kupić w Parciakach, to uda się to w Olszewce czy Raszujce. Oba przystanki są jeszcze obsadzone. Kolejną stacją są jednak dopiero Chorzele. Od początku szokują ilością torów (stopniowo zarastających). Obsadzona nastawnia. Stacja. Tablica "wyjście do miasta". Pole. Do miasta (?) Chorzele jest ładne kilka kilometrów. Ruszywszy z Chorzeli pociąg pokazał, na co stać SU45. Dotychczas ograniczenie nie pozwalało nam przekraczać 40 km/h, a od Chorzeli gnamy prawie 80! Prędkość nie pozwala zatrzymywać się zbyt często, więc zlikwidowano przystanek Piwnice Wlk. Hamujemy dopiero w Wielbarku, minąwszy nieczynne chyba (brak śladów używania) odgałęzienie do Nidzicy. Za Wielbarkiem widzimy wzbijający się w powietrze samolot klasy ATR-a. To z mazurskiego lotniska w Szymanach. Szkoda, że nikt nie pomyślał o regularnym połączeniu kolejowym lotniska z Olsztynem - dałoby się wygodnie dojechać w godzinę. Bocznica do lotniska - bardzo zarośnięta, stacja w Szymanach częściowo zamknięta, podobnie jak w Wielbarku stoi kilka wagonów do kasacji. A pociąg mknie dalej do Szczytna. W Szczytnie czekamy na pociąg z Piszu do Olsztyna. Po drodze można przekonać się, jak ruch z dogorywającej kolei przejmują autobusy. Wzdłuż nieczynnej od kilku lat linii do Czerwonki jeździ codziennie 16 autobusów (6 do Biskupca, 10 tylko do Dźwierzut). Do Olsztyna jedzie codziennie 38 kursów. Dochodzi 19:40. Od strony Pisza wjeżdża "Polsat" z pięcioma wagonami składu do Olsztyna. Na sąsiednim torze stoi pociag do Ostrołęki, sprawiając wrażenie, jakby był skomunikowany. Odjedzie jednak dopiero o 22. Nie jest z niczym skomunikowany. W świetle zachodzącego słońca opuszczamy Szczytno. Widać jeszcze dwa dziwaczne parowozy, o których wykupienie zabiega Fundacja Wieku Pary. Z niezłą jak na Mazury prędkością ok. 60 km/h jedziemy w stronę Olsztyna. Kilka widoków na senne przystanki i okoliczne jeziora dopełnia obrazu dnia. Niedzielny ranek w lecie na olsztyńskim dworcu jest całkiem ruchliwy. Stoją składy do Pisza (znany nam "polsat" i jego 5 wagonów) i Iławy. Nasz "Ełk przez Mrągowo" podstawiany jest przez SM42. Po stacji krąży jednak SU46-010 i ona właśnie pociągnie nasz skład. Wszystko rozjeżdża się po wjeździe pospiesznej "Biebrzy" z Gdyni do Białegostoku. Żaden z pociągów nie czeka na przyjazd osobowego z Braniewa, a pasażerowie przyjeżdżający "Mazurami" z Warszawy zupełnie nie mają szansy dojechać koleją na przykład do Mikołajek. Nasz pociąg jest jedynym pociągiem na dobę na tej trasie. Nic nie stałoby na przeszkodzie, aby odjechał z Olsztyna godzinę później (by Warszawiacy mogli zdążyć), i tak nie jest w Ełku z niczym skomunikowany. Ale odjeżdża zgodnie z rozkładem o 8:45. Ciekawe, jak długo jeszcze? Do Czerwonki skrzydlimy. Zaraz za wyjazdem z Olsztyna mijamy jeszcze składy sklecone z dziwnych wagonów z ręcznie (flamastrem) zrobionymi tablicami "Olsztyn-Elbląg". To pewnie rezerwa na wypadek wyłączenia prądu, gdy nie ma co liczyć na tyq-tyq. Za Czerwonką pociąg zwalnia, ale nie tak drastycznie, jak się spodziewaliśmy. Duże stacje - Mrągowo, Mikołajki czy Orzysz - oznaczają duży ruch pasażerski. Małe stacyjki i przystanki to albo tylko peron, albo ślad dawniejszej świetności (Skomack Wlk. - opuszczone semafory, opuszczona stacja, Odoje - zdemolowana śliczna mała stacyjka, Bartosze - opuszczona, ale jeszcze nie zdemolowana). Niektóre jeszcze jakoś wegetują - Zełwągi, Tuchlin, Dąbrówka-Górkło). Podobno kolej rozbiera wiele budynków i torów stacyjnych by uniknąć płacenia gminom podatku od nieruchomości użytkowanych w celach komercyjnych. Jaka tam komercja, gdy przejeżdżają dwa pociągi na dobę... Jedziemy w stronę Ełku piekną, mazurską linią, mijamy jeziora, malownicze wzgórza i wyludnione wsie. Pociąg od lat oznaczał tu cywilizację, łączność z wielkim światem, być może drogę do lepszego świata. Dziś powoli odchodzi w niepamięć. Tory zarastają krzakami, opuszczone stacyjki popadają w ruinę, olbrzymie parowozy odstawione na boczny tor w Ełku powoli rozsypują się, odchodzą w niebyt - czyżby do krainy nieskończonych torów? Stacja Ełk jeszcze żyje. Do niedawna odjeżdżały stąd pociągi w pięciu kierunkach oraz wąskotorówka. Do dziś we na wszystkich liniach jeżdżą pociągi towarowe - ale - "gdzież tam panie te czasy, gdy dostawaliśmy co tydzień pociąg z 16 wagonów arbuzów do rozdysponowania po województwie" - wspomina stary kolejarz. Podobno teraz gminy jedna za drugą rezygnują z dostaw węgla koleją, więc i przyszłość pociągów zdawczych nie jest różowa. Na razie jednak według nastawniczych do takiej na przykład Gołdapi prawie codziennie toczy się (limit prędkości - 20 km/h) pociąg towarowy. Nie jeżdżą już osobowe do Piszu - pokonywały 56 km w zawrotnym tempie 2 godz. 48 minut. Nie jeżdżą osobowe do Olecka - za to codziennie jedzie tam 16 autobusów. Na stacji tabor dość klasyczny - wśród "dizli" przeważają SU 45 i SU/SM 42, stoi kilka coraz rzadziej używanych ST 44, "elektryka" to białostockie EU 07. Nasza SU 46 jedzie na obrotnicę - maszyniście łatwiej wracać do Olsztyna w tej samej kabinie. Z obrotnicy widać klasyczną wachlarzową szopę, zza której zamkniętych drzwi wystaje jeden reflektor ełckiej Oelki. Wagony - ciekawostki znaleźć można wśród "bonanz". Jedna zachowała farbę z epoki zielonych pociągów, inne przybyły do Ełku aż z Raciborza - zapewne jako nocny pośpieszny "Pogoria". 13 godzin i siedem minut w "bonanzie" - czy jakiś inny pociąg daje taką szansę? Długi i wąski tunel prowadzi pod torowiskiem na stacyjkę Ełk Wąskotorowy. Nie pojedzie się stamtąd pociągiem w niedzielę - kursują tylko w dni powszednie i to raczej już niedługo, jak mówi Mirosław Sławczyński, właściciel muzeum mazurskich kolei. Muzeum jest kapitalną ekspozycją dokumentującą odchodzący świat kolei na pojezierzu. Najlepszą zabawę mają tam dzieciaki - w programie jest nie tylko oglądanie, ale i przymierzanie kolejarskich czapek, datowanie i kasowanie kartonikowych biletów, dawanie sygnału odjazdu - a przed muzeum nie tylko buszowanie po wąskotorowym taborze, ale i przejazdy ręczną drezyną na wydzielonym fragmencie toru (normalnego). Kolejka wąskotorowa jednak umiera. Jeździ coraz rzadziej, wozi coraz mniej pasażerów, więc jeździ coraz rzadziej... Groźba wisi też nad muzeum - PKP chce pobrać zabijający możliwość jego działania czynsz... "Hańcza" do Warszawy już z Ełku rusza z pasażerami stojącymi na korytarzu. Na kolejnych stacjach wsiada więcej i więcej. Można odzyskać wiarę w kolej a przy okazji zapytać, dlaczego nie mogli dołączyć więcej wagonów? Swoją drogą ciekawe, jakie straty przynosi pociąg, w którym wszystkie miejsca są zajęte.
Marcin Kulinicz | |
| DZISIAJ
| JUTRO
| WCZORAJ
| GALERIE
| FORUM
| FAQ
| | TABOR | INFRASTRUKTURA | MODELARSTWO | SOFTWARE | LINKI | O SERWERZE | | |||
|